Wojockie obchody
by

Pobór chłopaków do wojska na Śląsku nazywano – braczka. Tak, na Śląsku wojoków-rekrutów brali w braczkach. Robiły to wyspecjalizowane oddziały austriackie, a potem pruskie, które w naszej części regionu stacjonowały w twierdzy w Koźlu, istniejącej od 1739 roku. Braczki robiono dawniej otaczając nad ranem jakąś wieś, biorąc siłą potrzebną ilość młodzieńców. Ci co się wykupili pieniędzmi, żywnością lub alkoholem, zostawali w domu. Inni maszerowali pod eskortą do Koźla. Zdarzało się, że oddział nabrał tak dużo łapówek w postaci piwa i kiełbasy, że po drodze robili na polanach fajne imprezy. To wykorzystywali rekruci i uciekali do lasu. I co wtedy? Jak odddział wytrzeźwiał, to szli do innej wsi i brali nowych rekrutów. Bo ważne było wykonanie rozkazu i sprowadzenie z braczki ustalonej przez dowództwo liczby Ślązoków. Wiele takich śmiesznych przypadków opisują dawne śląskie kroniki miejskie, a jak idzie o Rybnik, to potwierdza to w „Kronice Rybnika” pod rokiem 1813 Franciszek Idzikowski. Trzeba tutaj jeszcze wiedzieć, że pobieranie młodzieży do wojska było dawniej tak tragicznym przeżyciem dla rekruta i dla całej rodziny, że wykorzystywano to również obrzędach ludowych. Otóż z opisów XIX-wiecznych , przykładowo u Józefa Lompy wiemy, że dzieci przebierały się za żołnierzy. I takie grupy przebierańców robiły tzw. wojockie obchody. Wygłupiali się oni i udawali, że niby przychodzą do zagrody brać młodych do wojska – ale sugerowali, że chętnie odstąpią od braczki za jakiś prezent. Było z tego po domach dużo śmiechu, a przebierańcy odchodzili z jakimś przysmakiem czy paroma groszami w kieszenie. Takie właśnie obchody wojockie przedstawia umieszczona obok rycina sprzed około dwustu lat.